Kolejny dzień powietrznej ekspedycji Baltic Loop 360 okazał się prawdziwym sprawdzianem dla pilotów – Krzysztofa Szachniewicza i Karola Sobańskiego. Choć poranek zapowiadał się spokojnie, pogoda ponownie dała się we znaki. Niskie podstawy chmur skutecznie uziemiły załogę na kilka godzin. Ostatecznie start nastąpił dopiero o godzinie 10:00 UTC.
Po drodze odbyło się jedno międzylądowanie, podczas którego nie zabrakło chwili na regenerację – również kulinarną. Szczególną popularnością cieszyły się wypieki od Piekarni Cukierni Szabelski, jednego z partnerów wyprawy – muffiny pistacjowe zdobyły tytuł dnia!
Kolejne godziny przyniosły nowe krajobrazy, nowy kraj i… kolejne błyskawice na powitanie. Z planowanych 4 godzin lotu zrobiło się 5. Bezpieczne omijanie burz od wschodniej strony kosztowało cenny czas, a zegar tykał – do zamknięcia lotniska docelowego pozostawało coraz mniej minut.
Wreszcie – po ostatnim „pogodowym slalomie” – na horyzoncie pojawiły się wyspy, zielone, malownicze, wręcz nierealne. Na jednej z nich – lotnisko rodem z filmów: pas startowy ciągnący się wzdłuż wyspy, kończący się niemal wprost w morzu.
Lądowanie przebiegło bezproblemowo, samolot został zabezpieczony, ale… przygoda się nie skończyła. Jak się okazało, znalezienie noclegu było większym wyzwaniem niż pokonanie burzowego frontu.
Ten dzień to prawdziwa esencja latania: piękno, adrenalina, nieprzewidywalność i pokora wobec sił natury. Piloci zgodnie podkreślają: "Safety first" – bezpieczeństwo ponad wszystko.
Wieczorem – upragniona kolacja i chwila oddechu. Na miejscu dzień trwa długo – słońce zachodzi dopiero około 23:00, a wschodzi już o 4:15. Noc będzie krótka, a przed nimi najdłuższy etap całej wyprawy – nad otwartym morzem.
Trzymamy kciuki za dalszą część Baltic Loop 360!
Relację z kolejnego dnia poznamy już wkrótce.









